Aktualności


Wielkanoc w dawnej Łodzi



Przedwojenna Łódź była miastem pełnym kontrastów, ale część mieszkańców łączyły zwyczaje – niekiedy niezależnie od ich pozycji społecznej i majątku. Zwyczaje świąteczne w dużej mierze wywodziły się z tradycji ludności wiejskiej i wraz z przybywaniem do miasta nowych mieszkańców, łączyły się z miejską kulturą robotniczą. Chociaż część z tych zwyczajów zanikła, zaskakująco dużo przetrwało aż do dzisiaj.

Przygotowania do świąt rozpoczynała Niedziela Palmowa – po poświeceniu palemki, podawano ją każdemu domownikowi do pocałowania. Łykano także zerwane z niej bazie „na zdrowie – najlepiej po trzy, ze względu na Trójcę Świętą, a samą palmę chowano za obraz na domowym ołtarzyku, gdzie trzymano ją cały rok.

Podczas wielkiego tygodnia obowiązywał post – nie powinno się jeść „do syta”, a sam jadłospis nie był zbyt urozmaicony – składał się głównie ze śledzi, sera i chleba.

W sobotę ksiądz święcił wodę, która potem czekała na wiernych w beczkach pod kościołem, oraz „ciernie” (gałązki głogu), do przygotowania korony zawieszanej na krzyżu.

Same pokarmy zazwyczaj święcono w domu – mieszkańcy budynku przygotowywali wspólny stół, na którym ustawiano „koszyczki”, a także wodę święconą („na najładniejszym talerzu”),  kropidło, krzyż oraz baranka z chorągiewką, przybranego owsem bądź rzeżuchą.

Najważniejszym pokarmem były kolorowe jajka („za cara nie malowano”), gotowane w cebuli, malowane pędzelkiem bądź oblepiane bibułką. Najładniejsze z nich rozdawano potem dzieciom. Inne potrawy świecone to szynka, biała kiełbasa, czasami cielęcina, zawsze jednak chleb oraz ciasto. Nie mogło zabraknąć soli,  pieprzu oraz octu (z biblijną konotacją – bo „Jezus był octem pojony”). Przed poświęceniem nie wolno było nic zjeść ze stołu. W sobotę chodzono do kościoła obejrzeć grób Pański oraz dać na ofiarę.

W niedzielę wszyscy musieli być na porannej rezurekcji, w nabożeństwie uczestniczyli zawsze strażacy oraz orkiestra. Oczywiście nie mogło obyć się bez radosnego strzelania na wiwat „z klucza” wypełnionego kalichlorkiem bądź karbidu. Najważniejszym momentem było wielkanocne śniadanie – spożywane zazwyczaj o godzinie 10:00. Zgodnie z tradycją uczestniczyła w nim „domowa rodzina” –  w ten dzień nie zapraszało się gości. Rozpoczynano od modlitwy i podzielenia się jajkiem oraz życzeń (często życzono sobie „doczekania kolejnych świąt”). Skorupki z jajek spalało się w piecu, baranka – cukrowego zjadano, a gipsowego zostawiano na kolejny rok. W niektórych domach istniał zakaz „krojenia i obierania” przez cały dzień.

Drugi dzień świąt to „dyngus”. W tym dniu poza tradycyjnym polewaniem wodą (oblewali „chłopaki –dziewczyny, czym więcej mu się podobała, tym więcej zlał wodą”), zaprasza się także rodzinę i znajomych. Odwiedzających rano „polewaczy” ugaszcza się śniadaniem, dzieciom daje się kolorowe jajka.